Ahoj! Lubię Wasze radio. Podoba mi się muzyka, zwłaszcza to, że pobrzmiewają w niej również miejscowe klimaty, nie ograniczacie się do odgrywania zachodnich płyt, Również Wasze audycje na ogół bardzo mi się podobają. Dziś jednak słuchałem urywków (podczas jazdy samochodem) jakiegoś programu na temat olsztyńskiej galerii sztuki i - może dlatego, że nie jestem artystą, trochę mnie ten program zbulwersował, trochę zirytował, wkurzył. Mowa była w nim o tym, że dzieła sztuki mogą mieć różną postać i na przykład takim dziełem może być obieranie ziemniaków w galerii przez artystkę do spółki z dyrektorką galerii, albo fotografowanie odpływu zlewu z zebranymi w nim odpadkami. Mogę do tego odnieść się jedynie kierując się moim chłopskim rozumem, ale mój chłopski rozum stanowczo się przeciw takim pomysłom buntuje. Mogę sobie oczywiście wyobrazić, że ktoś artystycznie obierze, a właściwie wyrzeźbi ziemniaka, albo ułoży odpadki na metalowym talerzyku, tak że zaczną przemawiać do widza jak Mona Lisa z Luwru. Jeśli jednak ktoś mi mówi, że wystarczy by w świątyni sztuki ktoś kto ma renomę kapłana, wykonywał banalne, nudne, trywialne czynności, by stały się one sztuką, to mam ochotę krzyczeć: nonsens! Dla mnie brzmi to tak, jakby ktoś sobie wyobrażał, że kiedy jakiś nawiedzony artysta - przepraszam za drastyczne skojarzenie - wysika się za filarem w świątyni, to w ten sposób uświęci dokonywany akt. Tymczasem jest dla mnie jasne jak słońce, że wykonując banalne, czy ordynarne czynności w świątyni, można sprofanować tę świątynię, co w żadnym razie nie będzie się równać uświęceniu banalnej, nudnej czy niesmacznej czynności. Wiem, że w środowiskach artystycznych niezrozumienie tej oczywistości jest dosyć modne, mniej więcej od stu lat. A jednak jestem przekonany, że sztuka zaczyna się tam gdzie kończy się banał, pospolitość, rutyna. Jeśli ktoś obiera ziemniaki tak, jak potrafi to zrobić każdy pełnoletni i w miarę zdrowy na umyśle obywatel, to nieważne jak ten obieracz się nazywa i w jakiej świątyni to robi, sztuką to nie będzie. Bo sztuka powinna chyba u licha być emanacją jakiegoś mistrzostwa, jakiejś unikatowości. Całe szczęście, że nie realizujecie Państwo tej zwichrowanej idei przygotowując na co dzień swoje audycje, którym przecież teoretycznie można by także nadać formę monotonnego buczenia i ubrać to w szatki artystycznej ideologii. Pozdrawiam, MS